czwartek, 14 sierpnia 2014

Spostrzeżenia Mamy z boku

Zdarzyło mi się przysiąść w parku. O już widzę te pełne satysfakcji spojrzenia ,,ciągle marudzi, że nie ma czasu, a w parku siedzi". No więc przyznaję, siedziałam. I nawet książkę czytałam. Taka rozpusta. Ale post nie o tym jak czas marnowałam, ale co w owym czasie zauważyłam.
W parku jak wiadomo są dzieci- jest ciepło, każdy chce się dotlenić, wyhasać, naładować witaminą D. I ja to rozumiem, a że lubię widok dzieci to sobie znad tej książki zerkam. Chłopczyk coś koło trzech latek może, biega dookoła mamy. Mama stoi przy wózku i z wściekłą zawziętością operuje na swoim iphonie, smartfonie, czy jak to się tam teraz nazywa. Nie znam się. No więc chłopiec biega i radośnie pokrzykuje, zupełnie nieszkodliwie, ot tak fajnie jak to tylko dzieci potrafią. Nie tylko mnie to nie przeszkadzało bo na pobliskich ławeczkach siedziała i zakochana para młodociana i staruszka mrużąca oczy na słońcu i jakoś nikt się nie obruszył na jego zachowanie. Ale mama co chwilę rzucała ,, nie wrzeszcz". Oczywiście odrywała się od urządzenie na ułamek sekundy zaledwie. Chłopczyk zataczał coraz szersze kręgi aż w końcu podbiegł do przysiadających gołębi. On podbiegał one odfruwały i tak się bawili przez chwilę. Oczywiście chłopczyk śmiał się radośnie. I nagle w mamę jakby coś wstąpiło. Powiem szczerze, że chyba mocno otworzyłam buzię widząc tą scenkę. Przez chwilę zastanawiałam się czy nie jestem świadkiem opętania jakiegoś. Odłożyła telefon do torby, szarpnęła wózkiem, złapała dzieciaka za rękę, cedząc przez zęby ,,mówiłam nie wrzeszcz" wsadziła protestującego do wózka i dosłownie pognała. Zniknęła, a ja dalej się gapiłam i myślałam co właśnie zobaczyłam.
Po kilku stronach przeczytanej książki przed moją osobą zaczęła spacerować starsza pani z chłopcem. Myślę, że mógł być odrobinę starszy ode tego pierwszego. Pomyślałam - jak miło babcia z wnuczkiem, oboje uśmiechnięci, jest nadzieja! Mały dużo pytał, ona mu odpowiadała, oboje uśmiechnięci i zadowoleni. Zniknęli mi na chwilę ale zaraz pojawili się znowu. On z lodem w małej, słodkiej łapce. Usiedli jedną ławkę dalej wobec czego doskonale słyszałam ich rozmowę. Tylko, że to przestała być rozmowa. Mały płakał i próbował coś powiedzieć ale babcia nie przestawała gderać ,,no masz już tego loda- jedz bo ci po ręce cieknie- nie wiem czego buczysz- smarki ci ciekną- zaraz będziesz brudny- no jesz czy nie- o, zobacz już masz bluzkę brudną- nie widzisz, że ci cieknie"....robiło mi się coraz bardziej smutno, ale po chwili zaskoczenie niemalże wbiło mnie w ławkę. ,,No jedz, jak nie chcesz to daj, NIANIA ZJE". No, myślę sobie, fajna nianiu jesteś.
A potem przyszła pani w średnim wieku. Sympatyczna i zadbana. Pchała wózek z bliźniętami. I znowu się uśmiechnęłam bo jakoś widok bliźniąt zawsze wywołuje u mnie uśmiech. Nie wypuściła ich z wózka. Częstowała za to ciasteczkami i sokiem. Stanęli przy fontannach, maluchy paplały, pani im odpowiadała wesoło. Dzieci zaczynały się nudzić i wiercić ale doskonale rozumiałam dlaczego nie zostały wypuszczone. Podejrzewam, że sama miałabym problem upilnować takie dwa żwawe  bączki, a poza tym były w takim wieku, że chyba jeszcze chętniej poruszały się na czworaka niż w pozycji wyprostowanej. I w pewnym momencie pani machnęła nogą w stronę gołębia. Dzieci zaśmiały się radośnie. Pani pogoniła kolejne  nadlatujące gołębie, dzieci zaśmiały się jeszcze głośniej. Pani wyjęła bułeczkę i podzieliła tak, aby małe rączki mogły ją kruszyć dla ptaków, a sama w tym czasie zaczęła radośnie pląsać wśród nich tak, by ptaki odfruwały i wracały. Upociła się i umęczyła ogromnie w tym skwarze, ale radość jaką czerpała z uciechy dzieciaków widać było na jej twarzy. I ja również poczułam radość.
Po powrocie do domu wypuściłam młodszych w ogród, niech się uświnią, wytarzają i zmęczą. Niech leżą i patrzą na chmury, niech robią błotne babki  i jedzą jabłka prosto z drzewa, niech sobie pokrzyczą, niech poczują wiatr we włosach....No tak, tylko nie wiem czy w parku bym im na to pozwoliła...


4 komentarze:

  1. no tak i ja obserwowałam dzieci pod przychodnią i opisałam to na blogu.....
    tylko u mnie to wyglądało troche inaczej.....
    a dzieci powinny byc szczęśliwe i rozesmiane ale i dobrze wychowane...
    serdeczności
    http://leptir-visanna6.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Leptirku, wiem. Mój wpis jest bardziej wyrazem spostrzeżeń, że czasem to, co może nas oburzyć, nie zawsze takie jest. Nie chciałam tu oceniać żadnego z opisanych przypadków bo w każdym dostrzegłam drobiazgi, które i u siebie mogłabym znaleźć ;)

      Usuń
  2. i tak jest to na co pozwalamy naszym dzieciakom w domu czy naszym ogrodzie zabraniamy w innym otoczeniu, często bez wytłumaczenia dlaczego i niestety dzieciaki głupieją, albo pozwalamy im na wszystko ( tzw bezstresowe wychowanie) a potem się dziwimy , dlaczego innym to przeszkadza:( namąciłam? chyba tak, ale mniej więcej wiadomo o co chodzi :) pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego dzieciom trzeba tłumaczyć te zależności. A pojęcia bezstresowego wychowania bardzo nie lubię, dla mnie to jakaś abstrakcja jest. I tak, chyba rozumiem co masz na myśli :)

      Usuń