Frywolitkowe sztyfty, które przeleżały kilka miesięcy. Nie pytać dlaczego- nie wiem Co prawda nie frywolitka gra tu główną rolę, ale jest.
Malizna notorycznie wyrywa ozdobne elementy ze swoich spinek, lądują potem we włosach lalek lub zwyczajnie w koszu. No więc zaczęłam je recyklingować. Na początek tylko trzy bo muszę zobaczyć jak będzie je użytkować i czy odpowiednio je przymocowałam.
Powoli powstaje też inna praca, zwykle późnym wieczorem, a przyjemność jej wykonywania jest tym bardziej przyjemna, że zakwitł mój jaśminowiec- zapach po prostu obłędny!
Faaajne:)
OdpowiedzUsuńSztyfty frywolitkowe sliczne,niby frywolitka nie najwazniejsza w nich ale za to bez niej to nie byloby juz to samo;)
OdpowiedzUsuńCuda, tak w skrócie:)
OdpowiedzUsuńNie mam cierpliwości do takich cudeniek - dlatego dodatkowo podziwiam za cierpliwość.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Małgosia M
Aby móc piękniej żyć...
Niezwykłe te spineczki :))
OdpowiedzUsuń