czwartek, 7 maja 2015

Ostatnio mam trochę zajęć w ogrodzie, przyczepiło sie do mnie oporne na leczenie przeziębienie i Elfik stał się wymagającym sporej uwagi i energi dzieckiem. Posty zatem w sezonie wiosenno- letnim, jak to u mnie troszkę ograniczone. Staram się za to odwiedzać wasze kąciki, co jak zawsze sprawia mi niemało radości.
Dziś pochwalę się tylko jedną skończoną serwetą- chyba i u mnie wystąpił ,,nurt na fiolet". Maxi, szydełko 1,5mm.







Z dziewczynami z pewnej grupy staramy się pomóc chorym dzieciom. Dziergamy elementy kocyków, potem zszywamy i wystawiamy na aukcje tych dzieci. Jeśli ktoś miałby ochotę dołączyć to zapraszam na priv po więcej informacji. Ostatni projekt składał się ze słynnych kwadracików, kilka i ja przygotowałam. Jak będzie gotowy, pokażę całość.




Na koniec to wam jeszcze w tajmenicy powiem, że jak już mi się wieczorem uda zasiąść do szydełka to wyglądam mniej więcej tak




A jeszcze do tego mocuję się z filetem, czego oczywista oczywistość miałam nigdy nie tknąć. Tak więc każdy rządek bez prucia powoduje podobną euforię.

piątek, 24 kwietnia 2015

Nici do frywolitki

Troszkę trwało zanim złożyłam ten post w całość, mam nadzieję, że i tym razem  wam przybliżę temat. Kolejne pytanie na początku przygody z frywolitką to jakich użyć nici. Będziemy potrzebować kordonka. No tak, powiecie, ale kordonków jest cała gama, jak wybrać te, by praca wyglądała ładnie, a samo tworzenie jak i nauka były przyjemne? Najlepsze kordonki to te gładkie, merceryzowane, bez kłaczków i odpowiednio mocne, bo jednak używamy trochę siły przy zaciąganiu węzełków. Muszę być też śliskie- tępa nić gorzej się zaciąga i zwykle zrywa. Za śliska też jest niewygodna- ja np. nie lubię supłać z kordonka Maja chociaż przy szydełkowaniu jest cudowna. 
Na zdjęciu poniżej czerwona Stokrotka i różowa Kaja - obie mają ,,włoski", ta druga znacznie więcej i dodatkowo jest bardzo słaba.




Kordonek musi być też dobrze skręcony z przynajmniej 6 nitek.  O tym czy tak jest, powie nam oznaczenie ,,tex" na banderoli. Weźmy przykład:  30X6 tex - czyli kordonek złożony z 6 nitek, które mają grubość 30 tex każda (waga na metr kordonka). Im wyższy tex, tym nić grubsza.
Należy wybrać dobrą jakość kordonka na początku bo na innych niciach można się łatwo zniechęcić. Także grubość warto wybrać wyższą, żeby zobaczyć jak się układają węzełki, a później dobrać taką, jaka będzie nam pasowała. Grubość nici opisana jest 10, 20, 30 itd. Im wyższa wartość tym cieńsza nić. Należy też pamiętać, że to samo oznaczenie na niciach różnych firm może się od siebie różnić. Od tego jaką nić wykorzystamy będzie zależeć efekt końcowy- grubsza da nam bardziej mięsisty, zwarty wzór z dobrze widocznymi węzełkami, a cieńsza sprawi, że wyrób będzie zwiewny i delikatny.




Po lewej Ada, po prawej Aida, obie oznaczone 10, a widać lekką różnicę w grubości.




Tutaj już Aida po lewej 10, po prawej 20. 



Metalizowana nić to już zupełna cienizna i dodatkowo trzeba troszkę wprawy przy jej używaniu. Jest doskonała do wszelkiego rodzaju biżuterii. Tutaj obok Aidy 20.



Pieknie cieniowana Lizbeth po lewej i Altin Basak 50 po prawej.




Różnicę spokojnie widać również na kłębuszkach- z trochę grubszych Limol, Cable 5, Felis 20.
Na wszystkich zdjęciach widać kłaczki ale były robione na dużym makro więc w rzeczywistości wygląda to nieco inaczej. 
Z pokazanych tutaj nici dla mnie faworytami jest na pewno Aida i Lizbeth, nie są one tanimi kordonkami bo tu płacimy za jakość. Lubię również używać Cable 5 i Altin Basak, reszta zostaje już na dużo niższych półkach.
Napisałam o moich odczuciach co do nici. Tutaj tak samo jak w przypadku czółenek- każdy znajdzie swoją ulubioną i nie koniecznie będzie to ta sama co u mnie.
Jeszcze na koniec link do Powab Nitek, gdzie troszkę w temacie książek o frywolitce, serdecznie polecam.
Zostawiam Was z lekturą i życzę powodzenia w nauce. 

niedziela, 12 kwietnia 2015

Najwyższa pora!

W końcu wiosna odnalazła do nas drogę. Cieszę się ogromnie i nie biorę pod uwagę żadnych ochłodzeń, mrozów, ba! Nawrotu zimy. Nie, nie, nie i koniec! Na ten rok wystarczy. A skoro już aura odpowiednia to należy ją wykorzystać. Przez jakiś czas głównymi robótkami bedą te ogrodowe, ale na pewno będę do Was zaglądać. Żeby jednak jakoś ruszyć z tym nowym sezonem to czas na zaległości i opóźnienia.
Czapka minionkowa dla Elfa na chłodne poranki. Włóczki to Dora i i jeszcze jakaś- pogubiłam etykiety i nie jestem pewna. Ale są to już zdecydowanie cieńsze, w sam raz na wiosnę.






Kolejna to czapka dla Malizny- wymysliłam, że zrobię ją tzw. ryżem. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. A robiłam dobry tydzień- męczący, włóczko i czasożerny wzór. Ale wyglądem zrehabilitowała mi te trudy. Wykorzystałam włóczki Camilla 6/4 i Timya na szydełko 2,5 i 2,1. 






W tej długiej robocie pilnie kibicowała mi ruda kita



Żeby się uporać z zaległościami to jeszcze koszyczek z wikliny, który był wypleciony z myślą o moich storczykach. Ale wypleciony był- uwaga, uwaga!- ze 3 lata temu   I tyle też czekał na pomalowanie. Wszystko dlatego, że kwiatuchy chorowały, nie chciały kwitnąć i trochę potrwało zanim udało mi się je jakoś zregenerować. Ale jak już wracały do formy, przypomniałam sobie o koszyku i w ten sposób kolejny ufiok trafił na salony.







Przypominam jeszcze swoją prośbę o zaglądanie na aukcje dla Kubusia, wciąż zbieramy  . Jest cień szansy, że może się uda leczyć maluszka za granicą, więc wciąż potrzebujemy pomocy.  KLIKAMY 
Na dziś tyle. Słoneczka Wam życzę i pozdrawiam serdecznie 

środa, 8 kwietnia 2015

Frywolnie u podstaw czyli jakie czółenko

Coraz więcej osób ma ochotę na frywolitkowanie. To mnie bardzo cieszy. Na samym początku rodzi się wiele pytań, które później wydają nam się błahe, badź oczywiste i nawet się nad nimi nie zastanawiamy. Jednak te pierwsze chwile kiedy odkrywamy w sobie objawy zarażenia frywolnego to głównie pytania i wątpliwości co do wyboru narzędzi i materiału. Postaram się przedstawić kilka przydatnych informacji.
Na początek czółenka czy igły- tutaj nie mam zbyt dużego pola do popisu bo ja od początku jestem czółenkowa, dlatego wypowiem się w tym temacie. Wiem, że wzory wykonane igłą nie są tak zwarte i sztywne jak te, wykonane na czółenku. Wbrew pozorom to tylko na początku praca z tym narzędziem wydaje sie tak skomplikowana. Ale uwierzcie mi- to całkiem jak z jazdą na rowerze- jak już utrzymacie równowagę to nic was nie zatrzyma.
I teraz kwestia wyboru, a więc jakie czółenko wybrać. Wybór jest dość spory, jest wiele kształtów, rozmiarów i każdy niestety sam indywidualnie musi znaleźć to jedno, idealne dla swoich rąk. W moich zbiorach jest kilka różnych modeli. Ale nie dlatego, że ciągle szukam, ja po prostu uwielbiam czółenka . Tak po cichu to sobie myślę, że mogłabym mieć je wszystkie i czułabym niedosyt. No bo nawet ten sam model w innym kolorze jest już inny i można go pragnąć równie mocno



Moim ulubionym czółenkiem jest takie- dla mnie idealnie leży w dłoni, nici mieści w sam raz.



Takie duże sztuki przydają się przy wykonywaniu prac z koralikami bądź też przy serwetach, kiedy potrzebujemy nawijać dużo nici.




Te małe, bardzo leciutkie też się dobrze sprawują. Są jeszcze bursztynowe- bardziej masywne, z ciaśniejszym ,,dziubkiem" firmy Prym, które mają wielu zwolenników.
W moich szufladach nie ma czółenka z szydełkiem- być może dlatego, że zniechęciły mnie szpulki, które po kilku nawinieciach wyrabiały się na ząbkach i po prostu wypadały.
Przy pierwszym zakupie należy pamiętać aby zamówić sobie od razu dwie sztuki. Bardzo szybko bowiem się okaże, że radzicie sobie świetnie, a tworzenie koronek w większości opiera się na użyciu dwóch nośników.
Na koniec jeszcze tylko przewrotnie dodam, że obok igły i czółenka istnieje jeszcze frywolitka szydełkowa- tak więc macie w czym wybierać i testować tą technikę 

niedziela, 29 marca 2015

Dziwne przypadki

Jak co roku o tej porze pewnie macie w pip roboty. No cóż....U mnie od jakiegoś czasu okna się myją. Coś opornie im idzie. Doszłam do wniosku, że jednak sobie nie poradzą.Wchodzę więc ze ścierą na stołek, zerkam na szyby z jednej strony, z drugiej- e, no. Nie jest jeszcze tak źle. Do jutra wytrzyma. Nowe smugi zawsze zdążę zrobić No i tak w trakcie tych wygibasów mi się przypomniało to



A więc Kochani, pamiętajcie co tak naprawdę się liczy. Wesołych Wam życzę

niedziela, 22 marca 2015

Ostatnie

U mnie już raczej ostatnie ozdoby wielkanocne. Po wirusowych historiach dzieciaków, w końcu mnie dopadło. Dzisiaj musze się trochę zregenerować bo ktoś musi okna umyć. Ciekawe na kogo wypadnie...
Stadko zajaczków


Mniejsze i większe serweteczki do koszyczka



Ten gęsty, zwarty wzór chyba najlepiej mi leży. Ładnie wygląda i wygodnie się robi.



A z takim motywem starłam sie po raz pierwszy i chociaż nieźle wygląda, raczej nie szybko po niego sięgnę. Trochę się z nim namęczyłam.
I jeszcze na koniec jajeczka Malizny, które ozdobią świąteczne gałązki.



To teraz pod kocyk uciekam z kubeczkiem cherbatki.
Pozdrawiam Was serdecznie i życzę zdrowej wiosny.

poniedziałek, 16 marca 2015

poniedziałek, 2 marca 2015

Koty z koszem w tle

Prac malutko. Chęci malutko. Nasz dom opanowały wirusy i nie chcą się wymeldować. Po kilka oczek powstawał koszyk ze sznurka poilestrowego i tym razem go nie oddałam. Fantastycznie mieści wszystkie szpargały, których akurat potrzebuję przy aktualnych robótkach


 

Jeden kosz od ostatniego wpisu nie jest żadnym wyczynem, ale i to mnie cieszy. 
Mam wrażenie, że tylko zwierzyniec nic sobie nie robi z tych chorób, ogólnego rozbicia, senności i pogody takiej, że lepiej nie mówić












środa, 25 lutego 2015

Podróż w przeszłość

Nadrobiłam w końcu zaległość, a mianowicie obejrzałam ,,Bogowie", na który czaiłam się od czasu jak tylko zobaczyłam trailer. Troszkę się obawiałam, ale ja zazwyczaj podchodze do filmów sceptycznie od czasu jak się przejechałam na kilku produkcjach, które miały mnie wbić w fotel, a ostatecznie sponiewierały mnie po dywanie. No więc wolę się dać miło zaskoczyć niż przez cały film zastanawiać się czy szmirę wyłączyć. A że ja z tych, którzy zawzięcie próbują wycisnąć seans jak cytrynę, zazwyczaj brnę do końca z nadzieją głupiego, że może chociaż puenta mnie zaskoczy. Jak już naprawdę muszę zrezygnować z danego filmu to jest to już kompletna kinowa porażka, której nijak się nie da obronić.
    Ale do rzeczy wracając. Oczywiście Kot wypada w roli świetnie. Patrząc na niego miałam wrażenie, że widzę gesty, mimikę i nawet zmarszczki na czole Religi. Dla mnie zagrane autentycznie, bez uczucia, że to bardziej  parodia niż granie. Chociaż, chociaż... Było kilka momentów kiedy miało się wrażenie, jakby Kot na siłę chciał pokazać ruch całego ciała, który nie był dla niego samego zbyt naturalny. Wiemy, że profesor miał dość charakterystyczną posturę i, że tak powiem ,,zgarbienie". I w filmie było kilka momentów, gdzie Kot wyglądał bardziej jak Quasimodo niż Religa. Ale to wszystko było tak sympatyczne, tak pełne zaangażowania, że wywołało u  mnie bardziej uśmiech niż zniesmaczenie. Poza tym małym szczegółem, reszta była perfekcyjna- dobroć i zrozumienie, mądrość i upór, współczucie dla innych, a także szalone poczucie chumoru- jak w scenie z ratowania pacjenta pod szpitalem, gdzie ratownik (wtedy to raczej pielęgniarz był ;) )pozwala Relidze na rozcięcie klatki piersiowej, a dopiero potem pyta ,,a kim pan jest?". Na co ubawiony Religa ,,a tak sobie przechodziłem". Genialne!
    Scenariusz przewidział wszystkie elementy, o których większość Polaków wie- o tym co zrobił docent, jak ciężko mu było dojść do celu, jak wyglądała władza, kontakty, jak on sam traktował pacjentów i współpracowników. Ta część była dla mnie znajoma, choć w ogóle nie nużąca. Tego powiedzieć nie mogę. Co mnie natomiast mocno zainteresowało? Sam fakt budowy kliniki. Nie wiedziałam, że to było tak karkołomne przedsięwzięcie. Właściwie to przypominało bardziej amerykański wątek o samozaparciu grupki ludzi pod świetnym przewodnictwem niż osadzony w tamtych realiach, reczywisty fakt.
    Film pokazał też sporo historii naszego kraju. Sporo elementów obudziło moje wspomnienia tamtych czasów. Paradoks rozmów z ,,władzą", wyposażenie szpitali jeszcze powojenne, na które człowiek patrzył i niemalże czuł zapach tego miejsca. Niezłej zabawy dostarczyła mi też szalona jazda doktora.... dużym fiatem! Ech, wtedy to dopiero był eksklusiv! No i karetki Nysy... No wzruszałam się momentami.
    No i papierosy! Ja wiem, że wtedy palili wszyscy i wszędzie, ale to mnie przeraziło.  W każdej scenie był papieros. Jakby można było reklamować ten nałóg w tv to na tym filmie ktoś mógł sobie zrobić mega reklamę. Poniższa scena mówi wszystko

Podsumowując- polecam. Polecam tym, którzy mają pojęcie o czym tam mowa, ale także i temu pokoleniu, które nie zdaje sobie sprawy z tego, że przeszczep serca to nie oczywistość. To zupełnie nowa metoda ratowania ludkiego życia, która w naszym kraju ma nazwisko swego twórcy.

piątek, 30 stycznia 2015

Koszyk i małe świętowanie

Pisałam ostatnio jak to wieczorami powstaje coś nowego. No i powstało- 7 sznurków poliestrowych, każdy po 50 metrów, szydełko 6mm i półsłupków.... no trochę i tadam! Uparłam się i mam!


Pierwotnie założyłam, że pochowam do niego włóczki...Ale od razu widać kto rządzi w domu


Pfff, włóczki. Od razu było wiadomo, że jest idealny do upchania w nim klocków, prawda?
Sznurek jest fajny, dość sztywny, jednak w pewnym momencie koszyczek nie układa się już tak dobrze, jakbym chciała. Ale tutaj dokonałam wyboru- albo idealne trzymanie formy, albo pakowność, a zależało mi raczej na tym drugim. Problem stanowiło dla mnie również łączenie końcówek, ale jakoś metodą kombinowaną poszło. Trochę śmiesznie było z tak grubego sznurka przestawić się na kordonek i szydełko 0,75, szaleństwo miałam w oczach jak mi robótka ciągle na podłodze lądowała...
Mieliśmy też małe- duże święto. Nasz Elfik jest już sporym kawalerem, aż nie chce się wierzyć, że to już....






A dzisiaj żeby pokazać jaki już jest duży udało mu się wylać poranną kawę mamusi. Ciężki dzień dziś będzie....

sobota, 24 stycznia 2015

Zimowe biadolenie

Męczę się, normalnie się już męczę. Ani to ciepło, ani to zimno. Spadł śnieg, a pod nim wstrętna breja. Śnieżki nie ulepisz, Malizna orzełka chciała zrobić to bryznęła plerami w bajoro, sprytnie śniegiem przykryte....
Staram się cieszyć każdą porą roku, ale litości, takiego wariactwa to ja za swojego żywota jeszcze nie widziałam. No ale ja dopiero pierwszą setkę ciągnę, może przy drugiej mniej rzeczy dziwić mnie będzie. Setka- miałam na myśli wiek, nie wódę, jakby ktoś miał wątpliwości.
Chociaż tak sobie myślę, że to zdanie również i do wódeczki może pasować....
O czym by tu Wam dzisiaj... O balu bedzie. I koronie. Właściwie głównie o koronie. Otóż Malizna szykowała się na bal karawałowy. Już po Nowym Roku planowała stroje. I tak wiedziałam, że stanie na różowym i pewnie księżniczkowym. Ale przecież musiała być faza elfa i wróżki i kombinowanie z koronkami, tasiemkami... A na koniec co? Różowa księżniczka! No więc i korona musiała być. I była taka lekko się wyróżniająca w tłumie innych księżniczek z koronami plastikowymi, cekinowymi i bardzo błyszczącymi.



A schemacik znalazłam u Woalki. Bardzo ładnie się prezentuje.
Na razie tyle. Idę dopić kawę i zebrać się do kupy. Wzywajcie wiosnę kochani!