Raz, drugi i trzeci pierdyknął kosz ze zmywarki. Oczywiście
pełen szklanek bo przecież pusty nie może pierdyknąć, nieprawdaż? Pomyślałam na
spokojnie (ku#%^#%@$$@$%), że nawet Mona Lisa się sypie i pewnie coś tam się
wzięło i urwało. Wiedziona mą kobiecą ciekawością pogmerałam w bebechach
maszyny bez której nie widzę sensu egzystować w kuchni i znalazłam. Taki
pierdolnik, z kółeczkiem się ujebał. Żeby było śmieszniej w ilości sztuk
dwie. Wchodzę na Mistrza Googiela i
myślę, że takie wichajster ki to pewnie uszczuplą znowu moje skromne budżety, a
tu pffff, prooooszę państwa! Toż to warte tyle co pierścionek w otchłani
Mordoru. Nie wiem już jak działa system przesyłek bo jak zamawiałam prezent na
już to po tygodniu dotarł na moje wygwizdowo, a takie kółeczka moi drodzy- nie
do wiary! O świcie dnia następnego, kiedy ja jeszcze w peniuarach (czytaj dresy
po którymś dziecku, co go już nosić nie chciało) dostarcza mi je uśmiechnięty
jak zawsze kurier, pan Dariusz, którego moje poranne imidże już nie szokują,
choć za pierwszym razem prawie, że omdlał. Ale do brzegu. Otóż tak sobie myślę,
że te kółeczka (plus wichajsterki, rzecz jasna) to musiały zwyczajnie
przeturlać się elegancko przez znaczną część trasy i pan Dariusz to je
zwyczajnie po drodze przechwycił. Wymiana tego to już dziecinnie prosta była.
Wyjebać jedne, założyć drugie. Jaka radocha, jaka ja zdolna jestem i jaka
utalentowana, sama dałam radę yey! Cztery kółeczka wyjęłam, cztery założyłam,
pikuś.
Tak coś koło tygodnia działało ok. W końcu przestałam wydłubywać
potłuczone szkło z filtera. A później ta uparta franca, zmywarka znaczy,
zaczęła sobie podczas pracy otwierać drzwi. Rozumiecie? No jak ja kuźwa zmywam
to drzwi nie otwieram bo po co? A tej się coś pojebało i dawaj otwierać coraz
to częściej. Jak już zaczęłam używać
krzesła do podpierania to se pomyślałam, że coś jest jednak nie helloł i
postanowiłam znowu zadziałać. Że ja nie dam rady?! Ja?! Ja jestem jak ten osioł
uparty. Jak nie, jak tak! Poszukałam śrubokręciki różne, wymacałam gdzie są śrubki
i testuję gdzie tu się ustawia te popieprzone blokady, co by franca drzwi nie rozwierała. Ja to nawet wkrętarki
użyłam. Tylko jak te drzwi co to się rozwierały, teraz pierdolnęły o glebę to
zrozumiałam, że to nie te śrubki. No żesz nie do wiary! No czekaj ty, ja ci
jeszcze pokażę, że zamkniesz te swoje odrzwia! Wkurw wpasował mi się w poziom
focha normalnie. Załączyły się podzespoły do tej pory uśpione bo nie codziennie
buduję promy kosmiczne, choć od święta mi się zdarza. I jak się tak spięłam,
skupiłam się przy wkręcaniu tych nieszczęsnych drzwi, zaświtała mi jedna,
straszna myśl. Wyciągnęłam ponownie
kosz, który wcześniej tak elegancko uzbroiłam w te chujdygi …I co? I nie wiem
jak ja się matematyki uczyłam i kto mi tą maturę dał jak ja liczyć nie umiem. W
szynie jak byk leżały po prawicy cztery kółeczka, a po lewej TADAM pięć! Pięć
kurwa i przez to drzwi opierając się o wystającą szynę, MUSIAŁY się otwierać. Proszę abyście w
komentarzach nie pisali propozycji stanów
umysłowych bo już sobie wszystkie wygulgałam. Z Martini.
Pozdrawiam
Wpasowując się w stylistykę posta: jebłam :D
OdpowiedzUsuń:) No i w upartości swojej pokonałaś jędzę wstrętną! Mam nadzieję, ze już wszystko działa :)
OdpowiedzUsuńTeż tak czasem mam, trzeba przetrwać:))
OdpowiedzUsuńSerdeczności.