Wiatr pizga, że wytrzymać się nie da. Z moją głową zawsze przy takiej aurze dzieje się coś nie dobrego. Nie dość, że durna boli to jeszcze pomysły do niej dziwne przychodzą. No taka przypadłość niewdzięczna. W ogóle wydaje mi się, że nawet maluchy jakieś poirytowane i wkurzone. No nic nie pasuje. Nawet to co na chwilę pasuje, to tylko na chwilę. Zwariować przez duże Z normalnie. Miałam zasiąść przy czółenkach, od rana aż supełek zawiązałam

.
No ale jak się już nic nie robi po mojemu to proszę :
Otóż z tej pizgawy to sobie jajo wyhodowałam, a co!
Malizna sobie krążyła wokół tematu zlodowaceń, temperatur, lodu i tego czego Matka nie cierpi najbardziej. Zimy, proszę państwa, zimy! No i żeby jakoś dziecięciu temat przybliżyć, unaocznić, przedstawić, nalała trochę wody do balonika i na noc wrzuciła do zamrażary.
No jakbym wiedziała, że dziś będziemy potrzebować jakiś atrakcji, zastępujących ogrodowe szaleństwa. Więc rozebraliśmy lód z balonika- fajnie się to robiło, a jeszcze fajniej było zobaczyć strukturę lodu- taka delikatna, gładka powierzchnia ale oberwać to bym tym nie chciała :P
No i się zaczęło- mały wykład, a potem cuda panie! Polewanie barwnikami, nasłuchiwanie jak strzela przy pękaniu. Zbieranie topniejącej warstwy, oglądanie uwięzionych pęcherzyków, sprawdzanie masy... No co tu dużo gadać- dziecko miałam z bani na dłuższy czas.
Dla mnie najfajniejszy był efekt jaja

ale Malizna chłonęła wszystko.
Do zabawy potrzebujemy właściwie tylko balonik, wszystko inne się znajdzie. Rękawiczki też nie są konieczne, na zdjęciach są prezentowane tylko dlatego, że mała uznała, że naukowcy takowe mają i bez tego obserwacje mogą być niepełne. Gwarantowana zabawa przez dłuższy czas- rozmrażanie takiej kuli trochę trwa i co jakiś czas widać coś ciekawego.
A każdy kto się spodziewał zastać tu jajo dinozaura, bądź magiczną kulę- wybaczcie, aż tak mnie jeszcze łeb nie boli, może przy następnej wichurze....